Do przygód komandora Sheparda podchodziłem już kilkukrotnie. Nigdy jednak nie dotarłem poza obręb pierwszej misji, a wynikało to głównie z tego, iż wersja PC-towa gry nie posiadała zaimplementowanej obsługi kontrolerów, a żadna modyfikacja, która by takowe wsparcie zapewniała, nie była w stanie w pełni mnie usatysfakcjonować, zaś sterowanie klawiaturą i myszką w przypadku tego tytułu było dla mnie po prostu niewygodne. (więcej…)
Kategoria: Recenzje
Rise of the Tomb Raider
Od dłuższego czasu miałem ochotę zagrać w grę przygodową, które kładzie spory nacisk na akcję. Nie zastanawiając się długo postanowiłem wybrać czołowego przedstawiciela tego gatunku, czyli Uncharted. Jednak w owym czasie trylogia przygód Nathan’a Drake’a odstraszała nieco swoją ceną. Dlatego też postanowiłem sięgnąć po atrakcyjniejszą cenowo nową odsłonę Tomb Ridera, tym bardziej że poprzedni tytuł z tej serii wspominam bardzo miło.
Far Cry 4 (recenzja)
Przyznaję się bez bicia, że przez moment miałem ochotę wkleić tutaj tekst mojej recenzji trzeciej odsłony serii Far Cry. Pewnie i tak nikt by nic nie zauważył. Potem przypomniałem sobie jednak, że Google nie lubi duplikatów treści, tak więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko zakasać rękawy i wziąć się do pisana.
Dobra, skoro słabe żarty mamy już za sobą, to czas zająć się recenzowaniem FC4 na poważnie. Jak już wyżej wspomniałem, produkcja ta opiera się na tych samych schematach, co trzecia odsłona serii. Taki stan rzeczy sprawia, że obie produkcje wydają się niemal bliźniacze i choć sam nie wierze, że piszę te słowa, to takie rozwiązanie sprawdza się fenomenalnie.
Wolfenstein The Old Blood (recenzja)
Wolfenstein: The New Order był świetną grą dlatego, kiedy do sklepów trafił samodzielny dodatek o podtytule The Old Blood po prostu nie mogłem się powstrzymać i musiałem jak najszybciej ograć tę produkcję.
Na pierwszy rzut oka rozgrywka w Wolfenstein: The Old Blood wydaje się tym samym co znamy z podstawki. Po dłuższym obcowaniu z grą doszedłem jednak do wniosku, że twórcy wprowadzili kilka drobnych zmian, w mechanikach rozgrywki kładąc większy nacisk na skradanie niż na czystą rozwałkę.
Opisane powyżej zmiany zaliczyłbym na plus, ponieważ wprowadzają one mały powiew świeżości nie psując jednocześnie tego, co wszyscy znamy i lubimy.
Wiedźmin 3: Dziki Gon (recenzja)
Wiedźmin 3 był chyba pierwszą grą, której losy śledziłem z uwagą od pierwszej zapowiedzi do ostatniego przedpremierowego gameplaya, każdy nowy news czytałem z zapartym tchem, a prezentowane materiały video odtwarzałem po kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy.
Po tym, co przeczytaliście, nie będziecie zapewne zdziwieni, jeśli powiem wam, że w dzień premiery Dzikiego Gonu z niecierpliwością czekałem na kuriera, a kiedy już otrzymałem swoją paczkę, zniknąłem z życia publicznego na parę tygodni.
Dragon Age Origins (recenzja)
Premiera Dragon Age: Inquisition była dla mnie motywacją do ukończenia poprzednich odsłon serii. Początkowo planowałem omówić dwie części DA w jednym wpisie, ale moje plany legły w gruzach już po pierwszych godzinach grania w Origins – okazało się bowiem, że produkcja ta jest tak dobra, iż grzechem byłoby nie poświęcić jej całego posta. Poniższy tekst możecie więc traktować jako pierwszą część minicyklu recenzji gier z serii Dragon Age.
Wyżej wymieniony tytuł zachwycił mnie swoją fabułą, która przedstawia typową historię wybrańca mogącego ocalić świat, ale robi to w taki sposób, że nie mogłem się od niej oderwać.
Pisząc o fabule gry muszę wspomnieć o bezpośrednim wpływie gracza na prezentowaną opowieść – w pewnych momentach rozgrywki dokonujemy wyborów, które znajdują swoje odzwierciedlenie w naszych przygodach, co dla mnie jest ogromnym plusem.
Assassins Creed Unity (recenzja)
Naprawdę lubiłem serię Assassins Creed w jej pierwszych odsłonach, potem jednak gry o Asasynach stały się zbyt wtórne i trzymała mnie przy nich tylko historia Ezia Auditore.
Kiedy opowieść o losach wyżej wymienionego bohatera dobiegła końca, przestałem grać w gry z serii AC.
Oczywiście próbowałem dać szanse tytułom z Edwardem i Conorem w roli głównej, ale wprowadzone w tych dwóch grach bitwy morskie nie przypadły mi do gustu i skończyło się na tym, że nie ukończyłem ani Assassins Creed III, ani Black Flaga. Kiedy już myślałem, że moja przygoda z asasynami i templariuszami na pierwszym planie definitywnie się zakończyła, w internecie pojawił się zwiastun Unity, który sprawił, że postanowiłem znowu dać się wciągnąć w trwający od tysiącleci konflikt dwóch tajnych stowarzyszeń.
Red Dead Redemption (recenzja)
Długo zastanawiałem się nad tym, czy pisanie recenzji Red Dead Redemption ma sens – w końcu od premiery tego tytułu minęło już sporo czasu i pewnie większość zainteresowanych zdążyła sprawdzić grę na własną rękę i ma wyrobione własne zdanie na jej temat. Z drugiej strony, kiedy zakładałem tego bloga, obiecałem sobie, że będę tutaj pisał to, na co będę miał ochotę. Te dwa opisane wyżej stanowiska „ zderzały się” w mojej głowie od kilku dni, a ja nie wiedziałem, co począć aż do momentu, w którym zamiast myśleć, postanowiłem działać. Owoc tych działań przedstawiam poniżej.
Zdaję sobie sprawę z tego, że część osób po tak długim wstępie zamknęła okno przeglądarki dlatego, aby nie wystawiać na próbę swojej cierpliwości. Ze względu na tych, którzy dotarli jednak do tego fragmentu tekstu, przechodzę już do meritum.
The Last of Us Remastered (recenzja)
Większość recenzji „The Last of Us Remastered” skupia się na porównywaniu wersji na ps4 z tą wydaną na starą generacje konsol. Mój tekst będzie pod tym względem wyjątkowy dlatego, że nie miałem styczności z wersją na ps3.
Recenzowana gra po jej ukończeniu wydawała mi się naprawdę świetnym produktem. Potem przyszedł czas na nieco chłodniejszą analizę „The Last of Us” i okazało się, że tytuł ten nie jest tak idealny, jak mi się na początku wydawało… Nie zrozumcie mnie źle – „Ostatni z nas” to naprawdę dobra gra, ale kiedy spróbowałem zadać sobie pytanie „co tak naprawdę mi się w tej grze podobało”, to nie potrafiłem udzielić na nie odpowiedzi. Okazało się bowiem, iż wszystkie elementy składowe tej produkcji wydają mi się po prostu przeciętne.
Wolfenstein The New Order (recenzja)
Rzadko zdarza się, aby jakaś gra pochłonęła mnie tak bardzo, że nie jestem w stanie oderwać się od niej aż do momentu skończenia zabawy.
Wyżej wymieniona sytuacja miała jednak miejsce w przypadku produkcji pod tytułem „Wolfenstein The New Order”.
Pewnie wielu z was zastanawia się co sprawiło, że nie mogłem odejść od konsoli. Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, na taki stan rzeczy złożyło się całkiem sporo czynników, jeśli miałbym wybrać jeden z nich postawiłbym chyba na fabułę gry.