Jak już kiedyś wspominałem, nie przepadam za „skradankami” i zwykle omijam tego typu tytuły szerokim lukiem. Tak też było w przypadku serii „Thief”. Kiedy na rynek trafił restart marki, postanowiłem dać jeszcze jedną szansę mistrzowi złodziei. Owocem tej pochopnej, ale konsekwentnej decyzji jest poniższa recenzja.
Twórcy „Thiefa” nie zapomnieli także o fanach starszych części produkcji i specjalne dla nich przygotowali tzw. poziom własny, w którym można wyłączyć wszystkie opcje ułatwiające rozgrywkę nowicjuszom. Misje główne w tej produkcji budzą we mnie mieszane uczucia – z jednej strony są one bardzo rozbudowane i toczą się w dużych, różnorodnych lokacjach, jednak po ukończeniu kilku zadań uwidacznia się ich schematyczność, która sprawia, że nie chce się dalej grać.
Początkowo myślałem, że misje poboczne będą dobrą odskocznią od misji głównych. Szybko się jednak okazało, że prezentują one ten sam typ rozgrywki co zadania wątku głównego.
Wyżej opisywany problem może być równie dobrze plusem, bo czego więcej potrzeba fanom tego typu gier niż bardzo dużej ilości skradania? Dla mnie jednak jest go stanowczo zbyt wiele.
Bardzo ciekawym elementem „Thiefa” okazało się przygotowanie do misji. Przed każdą z nich możemy kupić sobie dodatkowe uzbrojenie i zabieg ten nadaje sens zbieraniu wartościowych łupów w czasie wykonywania zadań.
Największą bolączką recenzowanej gry jest jednak fabuła – bardzo krótka i nieprzyciągająca uwagi gracza. Graficzne produkcja ta stoi na dość dobrym poziomie.
Moja ocena tej gry 5/10