Do przygód komandora Sheparda podchodziłem już kilkukrotnie. Nigdy jednak nie dotarłem poza obręb pierwszej misji, a wynikało to głównie z tego, iż wersja PC-towa gry nie posiadała zaimplementowanej obsługi kontrolerów, a żadna modyfikacja, która by takowe wsparcie zapewniała, nie była w stanie w pełni mnie usatysfakcjonować, zaś sterowanie klawiaturą i myszką w przypadku tego tytułu było dla mnie po prostu niewygodne.
Musiałem więc porzucić marzenia o zostaniu pierwszym ludzkim widmem w galaktyce do czasu znalezienia sensownego rozwiązania.
Pomoc nadeszła dość niespodziewanie od samego EA – w postaci abonamentu EA Acess, w którego ramach otrzymujemy dostęp do całej trylogii przygód dowódcy Normandii.
Myślę, że serii ME nie trzeba nikomu przedstawiać, jednak gdyby ktoś przez ostanie dziewięć lat nie zetknął się z komandorem i spółką, spieszę wyjaśnić, iż omawiany tytuł jest grą RPG z elementami akcji, osadzoną w klimacie science-fiction.
Zwykle omawianie gier z tego gatunku zaczynam od omówienia fabuły i nie inaczej będzie w tym przypadku. Fabuła ME1 na pierwszy rzut oka wydaje się sztampowa – kolejny wybraniec, który wraz z drużyną musi ocalić świat. Jak więc widzicie, nic szczególnego, kiedy jednak rozpoczynamy swoją podróż przez galaktykę, historia za sprawą kilku wyborów moralnych i szybkiego tempa nabiera rumieńców. Twórcom Mass Effecta należy się wielka pochwała za stworzenie świata idealnie oddającego klimat przygód w kosmosie.
Skoro już omówiłem moim zdaniem dwa najważniejsze elementy w grach RPG, mogę teraz z czystym sumieniem przejść do tego, co zostało wykonane źle.
Pierwszym i w zasadzie ostatnim punktem są zadania zarówno główne, jak i poboczne. Są one skonstruowane w taki sposób, iż po pierwszych godzinach wiedziałem, że nie czeka mnie nic innego, niż tylko zwiedzanie różnych całkiem nieźle zaprezentowanych lokacji, wybicie prawie wszystkiego, co tam żyje i tyle.
Tak bardzo skupiłem się na tym, co mnie kłuło, że prawie bym zapomniał napisać o jeszcze kilku rzeczach, które konstruktorem gry się całkiem udały. Mowa tutaj o systemie rozwoju postaci, który dawał nam nieco małe drzewko umiejętności, jednak inwestowanie w statystyki naszej drużyny było niezmiernie satysfakcjonujące. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku zarządzania ekwipunkiem – zmiana pancerza czy pocisków do broni daje frajdę.
Moja ocena tej gry 7/10
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym recenzował ten tytuł zaraz po premierze, ocena byłaby odrobinę wyższa, jednak takie gry jak “Wiedźmin III” odciskają na człowieku swoje piętno i nic już nie jest takie samo.